January 8, 2009

Wszystkie drogi prowadza do Teheranu

Czas w Kurdystanie odgrywa role drugoplanowa, ale po wydostaniu sie ze wschodniej Turcji chcielismy nadrobic chociaz czesc strat wzgledem naszego oryginalnego planu wyprawy, ktory i tak byl juz kompletna abstrakcja. Niestety bilety lotnicze relacji Orumiyeh - Teheran, po 35 dolarow za sztuke, rozeszly sie jak cieple buleczki i pozostal nam transport ladowy. Sluchajac naganiaczy na dworcu autobusowym w Orumieh, mozna bylo odniesc wrazenie, ze wszystkie drogi prowadza do Teheranu.



Jeszcze w trakcie pertraktacji z obsluga naziemna lotniska, Bela zapoznal Amira, liberalnego (jak chyba każdy student) studenta architektury, ktory wprowadzil nas w szczegoly tej drugiej, "ciemnej" (jasnej) strony Iranu. Juz podczas wspolnego posilku z nim i jego ojcem ujawnil sie ich prawdziwy stosunek do rezimu. Ojciec opowiadal z blyskiem w oku o swojej winnicy (w kraju, gdzie za posiadanie alkoholu grozi wiezienie i grzywny), a Amir na pytanie Bartka czy na wszystkich banknotach znajduje sie podobizna Khomeiniego odpowiedzial, ze skoro udalo mu sie w 10 lat zrujnowac caly kraj, to chyba na to zasluzyl.

W trakcie podrozy doszly tez historie, o paleniu trawy, przekupywaniu policji i zaciąganiu Iranek do lozka, co pozwolilo nam juz w ciagu pierwszych godzin pobytu wykrystalizowac swoje poglady co do realnego modus operandi calego narodu.

Nie tylko spotkalismy ciekawych ludzi, ale takze posmakowalismy chyba najlepszych kebabow w calej podrozy sowicie zakrapianych Ajranem, lokalna odmiana kefiru. Na zdjeciu Papa w kaszkiecie i Amir-podrywacz.

(text by Pablo & fl)

No comments:

Post a Comment