January 4, 2009

Libanski diesel w temperaturze -20C

Po domniemanej wizycie w Iraku (patrz post: do Iraku i z powrotem) i niemal 15-tu wojskowych check-pointach wreszcie okolo pierwszej w nocy dotarlismy (po raz pierwszy) na przejscie turecko-iranskie w Esendere-Sero. Kiedy opatulony we wszystkie polary i spiwor dochodzilem do siebie, rozmyslajac nad tym, jak jest niesamowicie zimno na dworze, Belagio i Lubs biegali w nieustannie padajacym sniegu po opustoszalym przejsciu, budzac kolejne grupy celnikow. Gdy chlopcy wreszcie wrocili okazalo sie, ze strone turecka mamy juz z glowy. Najzwyczajniej w swiecie, celnikom (podobnie jak mnie) nie chcialo sie wystawiac nosa na zewnatrz w taka noc i odprawili nas nawet nie ogladajac auta, ani polowy pasazerow.

Jako wlasciciel auta musialem jednoosobowo wjechac do Iranu, podczas gdy chlopcy zostali skierowani na przejscie dla pieszych. Podjechalem pod wielka brame z napisem witajacym w Republice Islamskiej Iranu i nie gaszac swiatel, spokojnie czekalem. Snieg caly czas padal, a po drugiej stronie biegal wielki pies podobny do rasy Husky. Wreszcie po kilkunastu minutach z przewieszonym przez ramie karabinem pojawil sie skrzetnie opatulony zolnierz i otworzyl brame. No to wjechalismy -pomyslalem, ale oczywiscie ucieszylem sie zbyt wczesnie.

Doslownie kilka minut pozniej padlo slowo tabu: „carnetto de pasage” –byl to dokument gwarantujacy, iz nie sprzedamy, ani nie zostawimy auta w Iranie. Nie wdajac sie w szczegoly, powiem tylko, ze nie moglismy go na ten wyjazd zalatwic i mieslismy nadzieje, ze uda nam sie na granicy wynegocjowac jakies rozwiazanie kompromisowe. Niestety negocjacje moglismy podjac tylko z miejscowym szefem cla, ktory rozpoczynal prace dopiero rano. Reszte nocy przyszlo nam spedzic w przygranicznym meczecie (patrz post: Allahu akbar, czyli post o meczetach). Zasypiajac bylem w dobrym nastroju. Co prawda, mielismy juz przynajmniej dzien opoznienia wzgledem planu wyprawy, ale mialem nadzieje, ze urzednik ktoremu rano przyjdzie czesciowo decydowac nad naszym losem, okaze sie byc wyjatkowo oswiecony i ugodowy.

Szef iranskiego cla w Sero byl bardzo uprzejmym czlowiekiem, ale niestety strasznym formalista. Nasze negocjajce toczyly sie przez caly dzien z zaangazowaniem polskiej ambasady, ale cala sprawa zeszla na dalszy plan, gdy okazalo sie, ze nie jestesmy w stanie ruszyc auta.

W efekcie niecala dobe po wjezdzie do Iranu, z pomoca iranskich zolnierzy, z powrotem przepchnelismy Land Rovera na strone turecka. Takiego scenariusza nikt sie nie spodziewal.

(text by fl)





No comments:

Post a Comment