January 7, 2009

Whiskey na lawecie

Mysla przewodnia konstrukcji Defendera jest zastosowanie najprostszych mozliwych rozwiazan. Dzieki temu, mozna miec nadzieje, ze wiekszosc awarii bedzie mozna naprawic nawet w najbardziej niesprzyjajacych warunkach...i po utchnieciu w tureckim Kurdystanie taka nadzieje mielismy.

Po dwoch dniach nieudanych prob zapalenia silnika nad naszym autem debatowali juz chyba wszyscy lokalni mechanicy z Yuskekovej. Trzeba dodoac, ze nasza komunikacja byla rownie trudna jak sama naprawa. Wreszczie z mieszanki tureckiego, kurdyjskiego i kilku slow angielskich popartych wyrazista gestykulacja doszlismy do wniosku, ze chyba mamy problem z wtryskiem paliwa i auto trzeba zabrac do porzadniejszego zakladu. Okazalo sie, ze najblizszy autoryzowany serwis Land Rovera w Turcji znajduje sie w Diyarbakir, czyli jest oddalony o jakies 600km drogi przez osniezone gory –super.

Dajac kolejny przyklad nieposkromionego optymizmu i pomyslowosci, albo chwytajac sie ostatniej deski ratunku, postanowilismy jeszcze udac sie do miejscowej bazy wojskowej. Z racji na ciagnace sie latami w tym regionie dzialania separatystycznych bojowek kurdyjskich w Yuskekovej byla ogromna baza armii tureckiej, a na ulicach czesto mozna bylo zobaczyc wozy opancezone, badz wlasnie wojskowe Land Rovery. Pomysl nie byl zly, nawet udalo nam sie wejsc do gabinetu jakiegos wyzszego ranga wojskowego. Podczas kiedy my wypijalismy kolejne filizanki herbaty, siedzacy pod portretem Ataturka oficer wykonywal telefony w sprawie naszego Land Rovera. Okazalo sie, ze w przypadku awarii samochodow armia wysyla je do swojej bazy w Agri, czyli jakies 400km drogi przez osniezone gory –super.

W tej sytuacji postanowilismy zabrac auto do najblizszego, wiekszego miasta, ktorym byl Van oddalony zaledwie o 200km (przez osniezone gory) i rozpoczelismy poszukiwanie lawety. Pol godziny po zmierzchu bylismy juz w drodze. Sprawiedliwie rozlalismy flaszke whiskey do dwoch butelek z Cola. Jedna butelka trafila do szoferki lawety gdzie z Bartkiem prowadzilismy rozmowy o zyciu patrzac na padajacy snieg i sluchajac kurdysjskiej muzyki. Druga butelka zostala z Pawciem i Bela, ktorzy podrozoawli na lawecie grajac w karty. Podobno bylo bardzo klimatycznie, gdyz 20 stopniowy mroz oblodzil szyby Land Rovera od srodka.

Kiedy whiskey juz sie dawno skonczyla nie mowiacy ani slowa po angielsku kierowca lawety nagle zatrzymal sie na poboczu, wykrecil jakis numer telefonu na swojej komorce, rzucil ja w nasza strone po czym wysiadl. Zanim zdazylismy w jakis sposob zaaragowac wsiadl do stojacego opodal czarnego mercedesa i szybko odjechal. Bartek podniosl sluchawke do ucha, a ktos wladajacy niezlym angielskim spokojnie mu wyjasnil: „Your driver has a problem. He has to solve it. He will be back in 20 minutes.” W tej sytuacji wyjelismy kluczyki ze stacyjki lawety i po sprawdzeniu czy nasza whiskey na pewno sie skonczyla udalismy sie do baru widocznego po drugiej stronie ulicy.

(text by fl)

No comments:

Post a Comment